Okiem mamy: Zostaw, co masz.

 

obietnica2Macie tak? Czasem przychodzisz do kościoła i wydaje się, że wszystko jest specjalnie dla Ciebie i o Tobie. Wszystkie czytania komentują, co się dzieje w Twoim życiu. I kazanie zupełnie, jakby proboszcz z Tobą wcześniej konsultował.

Właściwie to ten wpis powinien być zatytułowany „Okiem mamy w praktyce”. Bo do tej pory byłam mamą w teorii, mamą z wyobrażeniami i mamą z praktyką w odniesieniu do cudzych dzieci. A teraz jest już z nami Pierworodna.

Pierwszy raz na mszy mamy za sobą. Byliśmy razem w zeszłą niedzielę. Poza lekkim wybudzeniem za przyczyną dzwonków na Podniesienie – wszystko super. 🙂 Bo i historia z czytań przypadła nam przednia. Abraham słyszy, że ma zostawić to, co zna i iść, gdzie zostanie poprowadzony. Że zostanie pobłogosławiony przez Boga i ludzi. Że Bóg będzie błogosławił tym, którzy jemu błogosławią, a tym, którzy mu złorzeczą – będzie złorzeczył. Wszystko co ma zrobić, to zostawić i iść. Proste? Mhm…

Ile ja mam zostawić, żeby podążyć za tą obietnicą? Swój wolny czas – bo mój czas, to czas który należy teraz do mojej córki. Odpoczynek – bo będę spać wtedy, kiedy ona i nie będę spać, jeśli ona będzie mnie potrzebować. Wygodę – bo bolą plecy czasem no i niekoniecznie pójdę do fryzjera właśnie wtedy, kiedy bym uważała za stosowne. Do tej pory chodziłam gdzie chciałam, miałam swoją uporządkowaną rzeczywistość. A teraz dostałam zadanie – zostaw to, co miałaś. Co znaczy też dla mnie: nie myśl o tym, nie oglądaj się za siebie jak żona Lota, przyjmij tę Obietnicę i idź tą drogą, którą dał Ci Bóg. Nie myśl: gdyby nie to, miałabym to czy tamto. Zostaw i idź, bo Boża Obietnica jest miliard miliardów razy większa od tego, co miałaś czy nawet masz teraz. Taki codzienny mały krzyż może tę prawdę przysłonić, bo tak jak powiedział ksiądz Sławek: nasze życie jest między Górą Tabor i Golgotą. Codzienny krzyż, codzienne małe czy duże niedogodności bardzo mogą dać w kość. Na tyle, że mamy wrażenie, że jedyne co zostawiliśmy, to nasze poczucie komfortu, wypoczynek i spokojnie jedzone posiłki. Ale wiemy, że to nieprawda. Zostawiamy po prostu życie bez dziecka. A co to było za życie? Spójrzmy prawdzie w oczy – smutne.

I jeszcze: kim będzie ten mały człowiek. Co zrobią te malutkie rączki, kiedy staną się tak duże jak moje? Komu będzie nimi błogosławić, pomagać? Jaki plan, jaką Obietnicę ma Pan Bóg wobec tych małych stópek, które teraz mieszczą się w mojej dłoni: jakimi drogami będzie szła moja córka, kiedy już będzie wkładać buty w rozmiarze 39?

Obietnica jest większa niż umiemy sobie wyobrazić. Głęboko wierzę, że to co my umiemy sobie wymyśleć, jako najcudowniejszy scenariusz, jako najlepszą odpowiedź na te pytania – wszystko to jest dla Pana Boga zaledwie minimum.

/Iwona/