Siostra Inga i inne siostry felicjanki (w tym dwie Polki) wróciły mimo trudnej sytuacji na Haiti na wiosnę na swoją misję. Inga przyjechała niedawno, w sierpniu, na krótki urlop do Polski, żeby zobaczyć się z rodziną i pożegnać dogorywającą w szpitalu bliską siostrę. Przy tej okazji spotkała się też ze mną, żeby trochę pogadać i opowiedzieć, co się dzieje na Haiti, niestety, nie starczyło czasu na jej przyjazd do parafii. Teraz jest już z powrotem na misji.
W czasie naszego spotkania nagrałem dla naszych darczyńców Haiti część rozmowy na temat sytuacji na Haiti i dzięki uprzejmości Marzeny, która ją spisała, publikujemy ją poniżej. Niestety sytuacja jest na tyle trudna, że póki co ani ja, ani nasi wolontariusze nie możemy tam pojechać. Zresztą nawet polski rząd, który chciał tam posłać samolot z darami, uznał, ze póki co, nie ma to sensu, bo wszystko i tak wpadnie w ręce gangów. No, cóż, zresztą przeczytajcie sami, co opowiedziała s. Inga.
Ks. Sławek
Inga:
Na Haiti sytuacja robi się coraz gorsza. Związane jest to z nie rozwiązaną sprawą polityczną, wciąż nie ma rządu. Gangi wydają się być w rękach polityków, nie mają oni interesu w rozwiązaniu tego problemu. Gangi walczą ze sobą, tak samo politycy walczą ze sobą. Dużo ludzi ginie. Nadal są porwania dla okupów. Ponad 75% stolicy Haiti, Port-au-Prince, jest w rękach gangów. W ogóle odpadło nam już podróżowanie do Port-au-Prince. Udajemy się tam tylko, gdy musimy gdzieś lecieć, jedziemy wtedy bezpośrednio na lotnisko. Ale żadnych spraw nie da się załatwić, więc nadal leki do naszej kliniki zakupujemy z Dominikany. Nie mamy właściwie innej możliwości, bo nawet próbowałyśmy przesyłać ze Stanów, ale te beczki, które przesyłałyśmy, tkwiły czasami całymi miesiącami w Port-au-Prince. Nie można ich było stamtąd wydobyć, więc na dziś wydaje się, że najlepszą drogą jest przesyłanie przez Dominikanę. Siostry, które znamy, dowożą leki do granicy na Dominikanie, a my, tzn. nasz kierowca, odbieramy z granicy. Choć to strasznie długa, 8-godzinna, trudna i niebezpieczna droga, ale to jedyna opcja. Bo jeszcze gorsza jest sytuacja zdrowotna ludzi bezrobotnych, nie ma zupełnie niczego.
Szpital stoi pusty. Nawet lekarze nie chcą pracować, bo im nie płacą. Pomimo tego, że Kanada wybudowała ten piękny szpital, nic tam się właściwie nie dzieje. Nasza klinika jest więc nadal bardzo ogromnie potrzebna. I leki, bo bez leków to ta klinika nie ma sensu. My tam robimy, co się da i u nas jest w miarę spokojnie. Właściwie było do niedawna. Ten ostatni tydzień był podobno bardzo trudny. Ja w ostatnim tygodniu tam nie byłam, ale siostry, które zostały, mówią, że ludzie nie pamiętają takich demonstracji i takiej przemocy, jaka jest w tej chwili w Jacmel. Nie wiem dokładnie, wydaje mi się, że w ostatnim czasie nic się nie wydarzyło, ale ponoć na ulicach nie jest ciekawie. Nie mam zielonego pojęcia, kiedy to może się skończyć. Nikt nie mówi nic o wyborach, czyli nadal nie mamy prezydenta.
Dla nas początek roku znaczy przygotowanie dzieciaków do szkół, opłacanie za szkoły. Musimy iść i płacić za szkoły, bo nie można dać pieniędzy. To oznacza też kupienie wszystkiego, od mundurka, czasami bielizny, oczywiście buty itd. Dużo takiej roboty będę miała teraz po powrocie.
Jest bardzo trudno, a wojna na Ukrainie jeszcze dodatkowo spowodowała, że zboże nie dociera, więc głód jest jeszcze większy. Ludzie są zdesperowani, więc wydajemy posiłki codziennie, w zasadzie gotujemy przez cały czas i właściwie, ile byśmy nie ugotowały to i tak jest zawsze za mało. Robimy jeszcze mnóstwo kanapek każdego dnia i wydajemy. Mamy tam co robić, prawdziwie mamy.
Pomagamy też w jednej parafii. Jest taka organizacja, która chce wybudować studnie, ale nie chcą współpracować z parafią, tylko z nami, więc my im pomagamy. Pomagamy też zaangażować młodzież w to dzieło, tak, aby byli w stanie sami wytłumaczyć innym potrzebę posiadania tej studni. Co jest oczywiście jasne. Szkoła, która ma 700 uczniów, nie ma dostępu do wody. To jest taka nasza taka ostatnia inicjatywa.
I też pomimo tej całej trudnej sytuacji udało nam się wybudować takie miejsce dla szkoły szycia. Bo do tej pory wykorzystywałyśmy starą werandę przy domu dla wolontariuszy, ale to było za mało miejsca. Cieszy się dużą popularnością ta szkoła. Bo potem ma się zawód, a szczególnie w kraju, gdzie mundurki są potrzebne dla każdego dziecka co roku, to jest to taki pewny zawód w ręku. Więc przygotowujemy kobiety, szczególnie kobiety, ale mamy też młodych mężczyzn, którzy uczą się szycia.
I tak cały czas jest, cały czas jest coś do zrobienia.
Pozdrawiam wszystkich i Bóg zapłać za Waszą modlitwę i wsparcie.