Bł. Aniela Salawa

Kiedy o niej czytam, to myślę sobie, że chciałabym być taka jak ona. Łagodna, pogodna, stawiająca na pierwszym miejscu bardzo osobistą relację z Bogiem. Chciałabym tak jak ona nie obgadywać koleżanek. Chciałabym być pracowita i posłuszna. Chciałabym, żeby pomaganie innym nie było dla mnie wyrzeczeniem, tylko czymś oczywistym jak ciastko do kawy. I chciałabym … mieć łatwiejsze życie. No właśnie. Ale nie ma tak.
 
Można ulec pokusie myślenia o niej, jako o udręczonej świętoszce w niemodnej sukience. Nudnej starej pannie z różańcem w ręku i morałem na ustach. Po stokroć nie! Aniela była wesoła, sympatyczna. Była życzliwa taką bezinteresowną życzliwością, która nie wyzwala w człowieku poczucia konieczności odwdzięczenia się (najlepiej z nawiązką). Lubiła ludzi i oni ją lubili, a nikt nie darzy sympatią posągowego moralizatora. Była autentyczna we wszystkim, co robiła i mówiła. Jej religijność była niewymuszona, prostolinijna, nawet jeśli czasem nieco egzaltowana. Poznajcie bł. Anielę. Rety, jak ja ją polubiłam!
 
Na obrazach często przedstawia się ją ze szczotką do zamiatania albo z tacą z jedzeniem. Dziwi mnie niepomiernie, że w jej żywotach ani słowa nie ma o tym, że pewnego dnia trzasnęła tą szczotką o podłogę, rzuciła talerzem i wrzasnęła „No ileż można!”. (Cóż, każdy mierzy swoją miarą. 🙂 )
 
„Powiedz mi szczerze! W czym cię tak oszukałem, że mi tak nie ufasz?” miał powiedzieć do niej Chrystus.
 
Piszą o niej, że była niewykształcona. To błąd. Przeszła całą drogę edukacyjną dostępną dla niej w podkrakowskim Sieprawiu – ukończyła dwie klasy. Pewnie ukończyłaby więcej, bo była niezwykle inteligentna, a ponadto jej matce zależało na wykształceniu dzieci – ale więcej tych klas po prostu nie było.
Jak się człowiek urodził sto lat temu na wsi dziewczynką to albo wychodził za mąż albo szedł na służbę. Pochodziła z rodziny bardzo (bardzo!) pobożnej. Codzienna modlitwa, różaniec, wspólne uczestniczenie we mszy świętej. Ale Aniela nie była jakąś super partią. Miała jedenaścioro rodzeństwa, ona była przedostatnia, rodzice byli biedni, a ona słabowita. Ale była też niezwykle urodziwa, i ona i jej rodzina cieszyli się bardzo dobrą opinią i kandydat na męża się znalazł (nigdzie nie znalazłam wzmianki, jakoby ona go szukała). Pan ojciec zaaprobował, ale jej siostra, Teresa, wyperswadowała mu to i przekonała, żeby szesnastoletniej Anielce pozwolił jednak wyjechać do Krakowa.
 
Dziewczyna została pomocą domową. Często zmieniała pracodawców. Napominają niektórzy, że w tym czasie jej charakter nie był najłatwiejszy. Nikt nie rodzi się świętym, ale staje się nim za łaską Boga. Dla Anieli przełomem była śmierć Teresy. Siostra miała 25 lat, ale gruźlica była bezlitosna. Od tej pory nic już nie było takie samo.
 
Śluby czystości złożyła za porozumieniem ze swoim spowiednikiem kiedy miała 18 lat. Mimo, że otrzymywała propozycje małżeńskie, również całkiem intratne (i jak to służąca bywała nagabywana w mniej uczciwych celach) ślubów tych dochowała. Do zakonu jej nie przyjęli (zresztą później za radą spowiednika zarzuciła te plany całkowicie), więc przystąpiła do Stowarzyszenia Sług Katolickich św. Zyty. Potem została tercjarką. Codziennie uczestniczyła w Mszy i przyjmowała Komunię Świętą. Wspomagała ubogich i pracowała nad swoim charakterem. Dużo czytała.
 
I tak nadszedł rok 1911. Miała 30 lat kiedy po raz pierwszy poważnie zachorowała – kręgosłup i żołądek. W tym samym roku umiera jej wieloletnia pracodawczyni, z którą Aniela była bardzo zżyta. W tym samym czasie umiera jej matka. Pracę Aniela traci w bardzo nieprzyjemnych okolicznościach i zostaje bez grosza przy duszy. Za chwilę okazuje się, że jest o wiele gorzej. Stwardnienie rozsiane to wyrok okrutny nawet w dzisiejszych czasach. Pracować już się nie dało, więc bieda wielka. Historia Hioba. Aniela mieszka pod koniec życia w koszmarnych warunkach – w zawilgoconej suterenie. Pomagają jej liczni przyjaciele, ale jej stan nieubłaganie się pogarsza. Umarła samotnie 12 marca 1922 roku w szpitalu św. Zyty w Krakowie.
 
Pozostały po niej „Dzienniki”, świadectwo życia duchowego. Bł. Aniela pięknie pisze o panu Bogu – przyjacielu, który był tuż przy niej, siedział obok, kiwał głową i słuchał.
 
W liście postulacyjnym z 30 stycznia 1973 roku, skierowanym do Stolicy Apostolskiej, kardynał Karol Wojtyła pisał: „Dla wszystkich Aniela Salawa była przykładem silnej wiary i całkowitego zgadzania się z wolą Bożą, szczególnie w wypełnianiu obowiązków swego stanu, w posłuszeństwie Kościołowi i jego pasterzom, w połączeniu ciężkiej pracy z podziwu godną pobożnością. Nic więc dziwnego, że Bóg, który wywyższa pokornych, swoja służebnicę, która żyła w ukryciu, obdarzył opinią świętości, zarówno wśród prostego ludu, jak i w świecie ludzi znanych. Jej grób nawiedzają liczni wierni różnego stanu, co prawie każdego dnia na własne oczy obserwuję”.
 
W Kościele miejsce jest i dla intelektualisty Ignacego z Loyoli i dla św. Józefa z Kupertynu, który ledwo czytał i pisał. Dla św. Jadwigi Królowej i bł. Anieli Salawy. Mędrcy, prostaczkowie, rycerze, mnisi, matki, prostytutki, królowe i służące – wszyscy poddani nam za wzór życia prowadzącego do Nieba. Przykład bł. Anieli mówi mi, że Pan Bóg chce od nas, żebyśmy stali się jak najlepszą wersją samych siebie. Tu i teraz. Nie każdy musi jechać do Kalkuty, żeby zostać świętym. I na Bemowie jest dużo do zrobienia.
 
Ciekawostki:
 
1. Na uwagi koleżanek, że jak na służącą Aniela zbyt elegancko się ubiera, odpowiedziała: Tak właśnie ma wyglądać osoba, którą zdobi łaska poświęcająca; ładnie ma się ubierać dziewczyna, która Boga kocha.
 
2. Przed śmiercią bł. Aniela otrzymała dar widzenia przyszłości. Świadkowie mówią, że zanim zmarła, jej twarz zajaśniała a oczy zmieniły barwę z czarnych na szafirowe.
 
3. Z „Dziennika” bł. Anieli: „Zawsze kiedy przyjdę do Pana Jezusa, to tak jestem przed Nim, jak dziecko zbrukane, szczęśliwe, że się dostało do swojej ukochanej mamusi i wcale o tym nie myśli, że ono jest brudne i czy matka jest z niego zadowoloną czy nie. Nie myśli o tym, szczęśliwe, że u mamusi i koniec. Tak samo jest z moją duszą w obecnym czasie. Czuję się tak dziwnie od Pana Boga odepchnięta i taką znękaną, zbiedzoną i taką czasem brudną ze wszech stron niedoskonałościami i różnego rodzaju niewiernościami. Ale mimo tego ustawicznie tam chcę być, gdzie On jest, Pan Jezus, i jak jestem przed Nim, to nic nie mówię, alem taka szczęśliwa, żem u Niego, że jakbym zapomniała o tym, żem ja taka strasznie nędzna i niedoskonała.”