Murzasichle – pierwsze wakacje Rodzin Jana Pawła II.

Pierwszy wyjazd wakacyjny Rodzin Jana Pawła II za nami. Byliśmy w Tatrach, w malowniczo położonej miejscowości Murzasichle. Ta ciekawie brzmiąco nazwa w jednym z tłumaczeń oznacza po prostu wieś za bagnem czy lasem. I rzeczywiście Murzasichle oddzielone jest od Poronina doliną Porońca, w której do dziś spotykamy lasy i torfowiska.
Wyjazd podzielony był na dwa tygodniowe turnusy. Można było wybrać sobie jeden tydzień, można było przyjechać na dwa tygodnie. Przyjechały rodziny z małymi smykami i większymi dziećmi w wieku szkolnym. Byli też seniorzy, a więc różne zapotrzebowanie co do formy spędzania wolnego czasu, a okolice Zakopanego te możliwości wyboru dają.
Można było zdobywać góry i doliny, jaskinie i polany. Rodziny z mniejszymi dziećmi mogły wyruszyć w łatwiejsze trasy wycieczkowe, czy też spędzić czas w parku siatkowym lub zwykłym, nad strumykiem, na placu zabaw lub na basenie. Można było wjechać kolejką linową na Gubałówkę czy Kasprowy. Tam, zamiast wspinać się godzinami pod górę, po prostu godzinami stało się w kolejce po bilet do kolejki). Bo na wakacje góry wybrali się nie tylko Rodziny z Parafii Jana Pawła II. Jednak miłe wspomnienia wymazują wszelkie uciążliwości. Podobnie, jak w jesiennej słocie dokuczliwe upały wywołują nostalgię i tęsknotę za promieniami słońca.
Niezapomniane chwile to poranne Eucharystie w plenerze, wieczorne spotkania przy ogniskach. Serce radowały bawiące się gromadki dzieci. Dorośli mogli na chwilę odetchnąć od swoich rodzicielskich obowiązków i po prostu pobyć ze sobą i innymi. Były też dwie konferencje, oddzielnie dla kobiet i mężczyzn. Ich forma i tematyka uświadamiają, jak bardzo się różnimy i potrzebujemy wsparcia w budowaniu relacji, zarówno tych bliższych, jak i dalszych.
Potrzebujemy siebie nawzajem, a często zachowujemy duży dystans w kontaktach. Mieszkamy razem na osiedlach, mijamy się z uśmiechem, jednak każdy walczy ze swoimi codziennymi troskami sam. Często nie mamy nawet z kim zostawić dziecka na kwadrans, żeby wyjść do sklepu. Nie mamy odwagi i zaufania poprosić o pomoc sąsiada. Często też chcielibyśmy coś zrobić dla innych, a obawiamy się jak to zostanie odebrane.
Wspólny pobyt na wakacjach, dobre ale czasami też gorsze chwile, trudności
z dziećmi, zmagania ze słabościami zbliżają ludzi do siebie. Takie sytuacje pokazują, jak wiele nas łączy i jak wiele możemy sobie nawzajem dać. Dużo mniej w nas lęku o nasze pociechy, kiedy widzimy, że spotykają się z dziećmi, których rodziny poznaliśmy.
Budowanie relacji często jest trudne, wymaga zostawienia tego, co najważniejsze dla mnie, żeby zwrócić się w kierunku drugiego człowieka. To tak jak mozolna wspinaczka na szczyt gór, a kiedy już tam się dotrze, zapomina się o bólu i zmęczeniu. Najważniejsza jest radość z osiągniętego celu.
Przypadkowe spotkania na ulicy, spacerach, w przychodni, szkole, sklepie, na placu zabaw, pokazują, że nie jesteśmy sami. Możemy z kimś porozmawiać o naszych codziennych sprawach, wymienić doświadczeniami.
Powroty do rzeczywistości po wakacjach bywają zwykle bardzo trudne. Dużo łatwiej jest, kiedy wiadomo, że oprócz codziennych obowiązków, czekają nas kolejne miłe wydarzenia i spotkania z ludźmi.